To były święta zupełnie inne jak wszystkie. Nie było bieganiny, zmęczenia i przedświątecznego gwaru. Mieliśmy pełen RELAX!
Nigdy wcześniej nawet nie myślałam, aby spędzać święta z dala od rodziny, w innym kraju i w zupełnie innym stylu. W moich rodzinnych stronach Wigilia odbywała się na kilkanaście, a czasem nawet na kilkadziesiąt (!) osób. Inaczej jest w rodzinie męża, która jest malutka. Dla Radka taka forma spędzenia Bożego Narodzenia była.. normalna. Ja to przeżywałam niesamowicie..
Z jednej strony brakowało mi najbliższej ukochanej rodziny, wspólnego śpiewania kolęd, pasterki i 12 dań na wigilijnym stole. W ogóle brakowało mi polskiej atmosfery i jedzenia:) Przed wigilijną wieczerzą zaśpiewaliśmy jedną hmm nawet nie kolędę, tylko piosenkę, która na swój sposób dodała uroku tego wieczoru - "O Tannenbaum". Znam ją jeszcze ze szkoły podstawowej więc śpiewanie poszło mi całkiem gładko (pisząc to mam na myśli znajomość słów, a nie mój wokal, nie chcielibyście go słyszeć :)
Jednak z drugiej - taki wyjazd to coś niesamowicie wygodnego, odpoczynek dla ciała (nie licząc zakwasów po nartach) i przede wszystkim duszy.. Nie było żadnych obowiązków, nie musiałam gotować obiadów, robić prania i sprzątać. (CHWILO DLACZEGO NIE TRWAŁAŚ WIECZNIE?!)
Mieliśmy czas na spędzenie go razem - nareszcie:)
Polecam z całego serca!
My zapewne kolejne Boże Narodzenie też spędzimy w górach (tylko tym razem może w Polsce?).
Wyjazd zorganizowaliśmy z parą naszych przyjaciół, tak jak my świeżo upieczone małżeństwo. Noo ok z minimalnie dłuższym stażem :) Sympatyczne i kochane wariaty:) Dla nich też była to nowość, Święta inaczej. Więc nie byliśmy w tym sami heh.
Jak dotąd byliśmy parę razy w Zakopanem. Oraz zaliczyliśmy kilka wypadów na wyciągi narciarskie do pobliskiego Winterberg. Jeśli chodzi o narty to jesteśmy totalne świeżaki. Byliśmy zadowoleni i zachwyceni :) Ale.. do czasu heh.. to co zobaczyliśmy w Austrii przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Ten ogrom.. Góry jak z obrazka.. Jak ze snu. Ostatnie 100 km do hotelu jechaliśmy regionalnymi drogami, które prowadziły nas przez góry. Sypał śnieg. W radiu leciały świąteczne melodie. A ja się napawałam fantastycznym widokiem zza szyby samochodowej. Droga była kręta, co dodawało jeszcze większego górskiego klimatu.. Góry skąpane w białym puchu. Gdzie nie gdzie gałązki świerków przebijały swoją zielenią. Szczyty błyszczały blaskiem powoli zachodzącego słońca. Gdy zamykam oczy, widzę ten cudowny zimowy krajobraz. Natura jest niesamowita!
Ten szkrab miał wtedy dopiero trzy miesiące. Ubieraliśmy go w ciepłą psią kurtkę z kożuszkiem. Wyglądał tak słodko! Nie było ani jednej osoby, która by przeszła obojętnie obok niego. Haha Nelson gwiazda hotelu :)